Uwzględniając zarówno Pana dorobek naukowy, jak i osobiste doświadczenie i poglądy, jak rozumie Pan zrównoważony rozwój?
Zasadniczo zrównoważony rozwój jest koncepcją, która istnieje od wielu lat i w literaturze jest bardzo szeroko dyskutowana. Istotą koncepcji zrównoważonego rozwoju jest zwracanie uwagi na trzy wymiary rozwoju: wymiar społeczny, wymiar ekologiczny, wymiar gospodarczy, niektórzy mówią też o wymiarze kulturowym czy politycznym, ale generalnie to nie jest przedmiotem czy osią sporu. Osią sporu jest to, jak te wymiary łączyć i którym z nich nadać priorytet. I tutaj rzeczywiście dyskusja dotyczy tego, czy mamy tak zwaną hard czy soft sustainability. Ale generalnie moim zdaniem problem polega na tym, że to pojęcie, jakby wyrosło na gruncie docenienia wartości przyrodniczych, wartości kapitału naturalnego. Stąd często kojarzy nam się z podejściem ekologicznym, natomiast jeśliby je przyjąć literalnie, czyli mówiąc o tych trzech wymiarach, to każdy z nich ma znaczenie, a szczególnie wymiar społeczny, który jest moim zdaniem nie do końca dowartościowywany. Zawężanie dyskusji do tej dychotomii ekonomia – środowisko trochę zubaża całą tę dyskusję. Jest coś takiego jak ekorozwój. Myślę, że to pojęcie adekwatnie opisuje kwestię ekologii, natomiast dla mnie rozwój sustensywny, to jest próba harmonijnego łączenia trzech wymiarów rozwoju zgodnie z przyjętą hierarchią wartości w danym społeczeństwie. W każdym z nich będzie to trochę inaczej wyglądało, bo w społeczeństwach, które rzeczywiście mają niezaspokojone potrzeby podstawowe, może się okazać, że jednak rozwój stricte gospodarczy jest niezbędny do tego, żeby to społeczeństwo dojrzało do myślenia proekologicznego czy myślenia o włączeniu społecznym. Proszę zwrócić uwagę, że w wielu społeczeństwach nawet w tych, w których myśli o potrzebie podejścia ekologicznego się przewijają, najtrudniej dochodzi do zrozumienia znaczenia i wagi wymiaru społecznego rozwoju zrównoważonego, a on jest bardzo ważny. Gdybyśmy sobie wyobrazili trajektorię całego systemu, która zmierza ku katastrofie społecznej, to w tym momencie ani ochrona środowiska, ani najlepszy rozwój gospodarczy niczego nam nie da. Nastąpią bowiem takie rozwarstwienia, takie konflikty, które nie pozwolą nam kontynuować rozwoju.
Dziękuję bardzo za tę definicję, która jest mi szczególnie bliska, ponieważ wskazuje na problem nierówności. W jaki sposób w Pańskich działaniach – dydaktyce, pracy ze studentami – przejawia się koncepcja zrównoważonego rozwoju?
Jeśli chodzi o same początki, gdy rozpocząłem pracę w Uniwersytecie Gdańskim jeszcze jako student, podjąłem współpracę z profesorem Toczyskim. Wtedy na naszym [ekonomicznym] wydziale w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych zbudowaliśmy sopocką szkołę ekonomii społecznej, a tak naprawdę polityki społecznej. I myśmy się tymi kwestiami mocno zajmowali, nie definiując ich jeszcze jako rozwój zrównoważony, ale na przykład kwestie granic wzrostu, były nam bardzo bliskie. Później nastąpiła ewolucja naszej dyscypliny ekonomii, W tej chwili mnie brakuje rozważań czy wątków społecznych, oczywiście są osoby zajmujące się rozwojem zrównoważonym, ale w kontekście ekonomicznym, np. transportu. Transport jest taką dziedziną, w której kwestie ekologiczne, a nie społeczne, odgrywają ważną rolę. Natomiast mój kierunek badań poszedł w stronę tzw. ekonomii przestrzennej i publicznej. Odbywając dwuletnie stypendium na uniwersytecie w Princeton na początku lat dziewięćdziesiątych, zetknąłem się z tymi kwestiami. Kiedy wróciłem do Polski, zaproponowałem wykład dotyczący funkcjonowania public choice w ekonomii, które jest wykorzystywane w analizie podejmowania decyzji publicznych, czyli w jaki sposób państwo wpływa na gospodarkę, w jaki sposób państwo dostarcza dóbr publicznych, jak wygląda system podatkowy. Mówiąc o celach, jakie państwo czy władza publiczna, administracja publiczna realizuje, biorę pod uwagę kwestie ekonomiczno-ekologiczne i społeczne. Modele, które stosuje ekonomia, nie są w stanie tego do końca uwzględnić, czyli pokazuję, że jeżeli przyjąć ekonomię głównego nurtu, to będziemy mieli elementy wzrostu gospodarczego, natomiast czymś innym jest optimum w sensie Pareto od optimum społecznego. To drugie jest inaczej definiowane, opiera się o pewien system wartości.
Koncepcję zrównoważonego rozwoju najpełniej wykorzystałem w planowaniu przestrzennym obszarów morskich. Kwestie równoważenia rozwoju są kluczowe, bowiem przy alokacji przestrzennej podejmujemy bardzo konkretne decyzje, które właśnie mają wpływ na wszystkie trzy wymiary rozwoju sustensywnego. W prawodawstwie, w polskich aktach prawnych dosyć jasno określone jest, jakie obowiązki mamy względem środowiska naturalnego, np. obszar Natura 2000, rezerwaty. Wiemy, że cenne są na przykład rafy, bo tam jest bioróżnorodność, tak prawie w ogóle nie są prowadzone badania dotyczące części społecznej. Proszę zwrócić uwagę, że jeśli chodzi o aspekt społeczny, to w tym wymiarze unijnym mówi się najczęściej o braku bezrobocia albo zmniejszaniu różnic dochodowych między ludźmi, czyli o współczynniku Giniego, współczynniku zatrudnienia, stopie bezrobocia – to są typowe wskaźniki wymiaru społecznego. Natomiast w kontekście morza to kompletnie nie pasuje, przecież na morzu nie ma ludzi, więc jak nie ma ludzi, te wskaźniki nie mogą zostać wykorzystane. Muszę powiedzieć, że jestem bardzo szczęśliwy, bo w tym roku ukazało się w Ocean and Coastal Management opracowanie, w którym brałemudział wraz z zespołem planistycznym Instytutu Morskiego, próbujące zdefiniować społeczny wymiar rozwoju sustensywnego w kontekście planowania przestrzennego na morzu, czyli alokację przestrzenną na morzu. Próbowaliśmy odpowiedzieć na pytanie, co oznacza i czym jest aspekt społeczny, jak to w literaturze wygląda, jakie są luki badawcze i myślę, że to jest mój najlepszy wkład do dyskusji na temat rozwoju sustensywnego od strony naukowej.
Jak rozumiem aspekt społeczny morskiego planowania przestrzennego dotyczy społeczności, która zamieszkuje region nadmorski i czerpie z dóbr tego miejsca, ale też wartości niematerialnych, które niesie kontakt człowieka z morzem?
Tak. W badaniach, oprócz działań regulacyjnych, bierzemy pod uwagę aspekty społeczne. Bardzo ciekawe wnioski wyszły z badań, np. lepszą pozycję przetargową udaje się uzyskać tym jednostkom, które są wymienione w aktach prawnych i mają skonkretyzowane zadania w procesie planistycznym zadania, na przykład samorządy, porty. Natomiast problem polega z uchwyceniem zwykłego człowieka, który ma relację do morza, jak go zachęcić, gdy nie ma poczucia, że jest w stanie wpłynąć na decyzje rządowe… To też się dzieje. Zajmuje się tym moja koleżanka dr Joanna Piwowarczyk z Polskiej Akademii Nauk.
Tak odległe…
Nawet jak się pojawi na konsultacjach, to widzi ogromny plan, ogromne interesy, ma wrażenie, że jego obecność niewiele wniesie. Mamy świadomość, że jest to uciążliwe, człowiek angażuje w to swój czas własny i nie do końca ma poczucie sprawstwa, stąd duża trudność w uwzględnieniu interesu społecznego zwykłych ludzi wobec morza podczas planowania morskiej przestrzeni. Pani Magdalena Matczak z Instytutu Morskiego Uniwersytetu Morskiego w Gdyni, guru planowania obszarów morskich w Polsce, ma na ten temat wiele ciekawych przemyśleń.
Bardzo dziękuję. Panie Profesorze, w jakim kierunku powinien się rozwijać uniwersytet, jakie działania mógłby podjąć, by rozwijać się zgodnie z duchem zrównoważonego rozwoju?
Przede wszystkim odejść od punktowanego systemu oceny naukowców, to jest podstawa, żeby rozwój był zrównoważony. W tej chwili system działa przeciw integracji dyscyplin i tworzeniu zespołów międzypokoleniowych wewnątrz Uniwersytetu..Przynajmniej w naukach społecznych. Na przykład, jeśli opublikuję artykuł na temat zrównoważonego rozwoju z kimś z mojego wydziału (np. specjalistą od ekologicznego wymiaru rozwoju sustensywnego), to punkty będą dzielone przez liczbę autorów. Jeśli zrobię to z kimś z zewnątrz, to mnie przypadnie cała pula. Nie sprzyja to pracy z ludźmi młodymi. Często jest tak, że zamiast zastanawiać się, z kim realizować i jakie badania, o ostatecznych przesądzeniach decydują kwestie punktowe.