Kiedy w wyszukiwarkę Google wpiszemy hasło „minimalizm”, a następnie przejdziemy do zakładki z grafikami, naszym oczom ukażą się bogate, nowoczesne wnętrza. Ogromne przeszklone domy, salony z wielkimi lustrami, wypełnione sztuczną roślinnością i wstawkami z drewna to obraz współczesnego stereotypowego minimalizmu. Dominuje biel z subtelnymi odcieniami szarości i beżu. Aby takie wnętrze posiąść i móc mianować się minimalistą trzeba jedynie pozbyć się z domu obecnego wystroju i zaopatrzyć się w jasne skórzane kanapy za kilka tysięcy złotych. No i pomalować wszystkie ściany na biało. Wszystkie, bez żadnego wyjątku! Oto minimalizm w pełnej krasie. W stereotypowym i wypaczonym rozumieniu.

Laura Lange, studentka kierunku dziennikarstwo i komunikacja społeczna Uniwersytetu Gdańskiego

Rozmycie pojęciowe

Przede wszystkim powinniśmy dążyć do rozumienia minimalizmu również jako stylu życia. Owszem, jest to kategoria estetyczna, która m.in. zakłada jak najmniejszą liczbę elementów i technik, na przykład w dziele plastycznym. Współcześnie jednak te dwa pojęcia mieszają się ze sobą, a granice pomiędzy nimi stają się coraz bardziej rozmyte. Taki chaos pojęciowy służy tym, którzy na minimalizmie pragną maksymalizować swoje zyski. Ograniczanie konsumpcji nie jest atrakcyjne w świecie, gdzie wszystko ma swoją wymierną cenę.

Wypaczenie terminu

Minimalizm stoi w opozycji do konsumpcjonizmu. Na ironię zakrawa więc fakt, że nawet on został przez świat konsumpcji zawłaszczony. Minimalistą w mainstreamie jest nie ten, który ogranicza kupowanie przedmiotów, lecz ten, który kupuje je w modnych jasnych kolorach. Współczesny „minimalista” nie zaopatruje się więc w odzież w lumpeksach, a kupuje białe T-shirty na Shein opatrzone hasztagiem „minimal core aestethic”. (warto tu dodać, że jest to przecież przejaw greenwashingu).

„Mieć”

Człowiek w świecie konsumpcji otacza się mnóstwem niepotrzebnych przedmiotów. Ich liczebność i przymus nabywania to nie objaw rzeczywistej potrzeby. W XXI wieku kupujemy dla kupowania. Nie zaś dlatego, że odczuwamy faktyczny brak, który zaspokoić może tylko nowy przedmiot. Jak pisze Erich Fromm – „Przedmioty konsumpcji nie są dobierane pod kątem rzeczywistych ludzkich uzdolnień, ale pod naciskiem jednego potężnego pragnienia, potrzeby posiadania i używania. Konsumpcja jest formą utrzymania kontaktu ze światem, który nie jest już przedmiotem zainteresowania i troski człowieka, lecz staje się celem jego chciwości”[1]. Człowiek koncentruje się na „mieć”. „Być” natomiast schodzi na dalszy plan. Ważniejsze stają się dobra materialne niż chociażby rozwój duchowy czy wspólne głębokie przeżycia i doświadczenia. Taki tryb życia prowadzi do maksymalizacji potrzeb. Marketingowcy są bowiem świetnie wyszkoleni w tworzeniu pragnień, które wcześniej nawet nie przyszłyby nam do głowy. Zamiast minimalizować swoje potrzeby i skupiać się na ich jak najpełniejszym zaspokajaniu, ciągle chcemy więcej, ciągle chcemy chcieć więcej.

Prawdziwy minimalizm

Minimalista to człowiek, który zdaje sobie sprawę z tego, że więcej wcale nie znaczy lepiej. Jego dewizę życiową świetnie określa za to tytuł książki Jasona Hickela Mniej znaczy lepiej. W życiu człowieka, który ogranicza konsumpcję, ważniejsza powinna być jakość posiadanych przedmiotów czy przeżywanych doświadczeń, ich autentyczność i prawdziwość. Ograniczając nabywanie nowych rzeczy, łatwiej odnaleźć to, co faktycznie czyni nas szczęśliwszymi ludźmi. To, co istotnie zmienia nasze życie na lepsze. Pozbycie się presji (niemożliwej skądinąd to całkowitego usunięcia) nadmiernej konsumpcji jest aktem, który ma człowieka wyzwolić, dać mu niezbędną do dalszego rozwoju wolność. Społeczeństwu zaś umożliwić rozwój zrównoważony.

Wbrew powszechnym stereotypom minimalizm nie zabrania nam czerpania radości z posiadania. Uczymy się jednak cieszyć tym, co mamy. Dom minimalisty może być zaś pełen przedmiotów i z pozoru niczym nie różnić się od miejsca zamieszkania przeciętnego człowieka. Minimaliści kolekcjonują przecież ukochane przedmioty czy gromadzą pamiątki rodzinne. To, co odróżnia ich od pozbawionych refleksji konsumentów, to niepodążanie za każdym trendem i świadome zatrzymanie, które towarzyszy zakupom. Kiedy bowiem każdego dnia z intencją będziemy starać się przechylić szalę z „mieć” w stronę „być” poprzez minimalizm, to rzeczywiście wtedy dojdziemy do życiowego maksymalizmu, skupionego na wspomnieniach, przeżyciach czy relacjach, które trwają niezależnie od panujących mód.

Laura Lange

Cykl tekstów SDG generation został zapoczątkowany w czasie warsztatów dziennikarskich Media Relations, prowadzonych przez dr Beatę Czechowską-Derkacz na kierunku dziennikarstwo i komunikacja społeczna w ramach projektu SUMED (Sustainable multidimensional media contents). Publikacja jest efektem współpracy Centrum Zrównoważonego Rozwoju Uniwersytetu Gdańskiego z Instytutem Mediów, Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Wydziału Nauk Społecznych UG.

Projekt Zrównoważone wielowymiarowe treści medialne – „SUMED” Dofinansowane w ramach programu ERASMUS+ Akcja kluczowa nr KA220-HED - Współpraca partnerska w szkolnictwie wyższym w ramach umowy o dofinansowanie nr- 2022-1- PL01-KA220-HED-000089133

[1] P. Wąż-Bigos, Minimalizm życiowy – umiar i substytut zdrowego rozsądku we współczesnym społeczeństwie konsumpcyjnym, [w:] „Logos i Ethos” nr 45, 2017, s. 149-150.