Wielu z nas spotyka się z zawodem, gdy upragniony dzień oczekiwanych z niecierpliwością ważnych urodzin wreszcie nadchodzi. Przekonujemy się wtedy, że jesteśmy dokładnie tacy, jacy byliśmy wcześniej – żaden przełom nie następuje. Dlaczego? Pewnie dlatego, że w większości wypadków to nie pojedyncze momenty nas zmieniają, a raczej proces, który do nich prowadzi. Gonimy jednak uparcie za niepowtarzalnymi, wyjątkowymi chwilami – i słusznie. Jakby powiedziała Szymborska: ,,Nic dwa razy się nie zdarza (…)/ nie ma dwóch podobnych nocy,/ dwóch tych samych pocałunków,/ dwóch jednakich spojrzeń w oczy.”. Bo ,,nie ma niczego na świecie, co by nie miało decydującego momentu. Jeśli się go przegapi, nigdy się już nie powtórzy’’.

Chcąc zachować cudowne chwile rozkoszowania się urokami natury, czas pomiędzy nimi musimy wypełnić pracą, dbałością i staraniami o przyrodę. Statystyki są nieubłagane. Raport WWF informuje, że w ciągu pięćdziesięciu lat liczebność populacji ssaków, ptaków, płazów, gadów i ryb zmniejszyła się o dwie trzecie. Na każde dziesięć kręgowców, żyjących w 1970 roku, dzisiaj przypada zaledwie trzy. Zostało nam około dwunastu lat na utrzymanie wzrostu globalnej temperatury poniżej dwóch stopni. Mimo to nie przestajemy produkować, emitować i niszczyć ponad miarę. Do tego należy doliczyć katastrofy naturalne, kataklizmy wywołane globalnym ociepleniem, liczne światowe konflikty i wojny. Chyba nie zaryzykuję przesady w stwierdzeniu, że razem z wymierającymi gatunkami, ubywającymi nam surowcami i kurczącymi się z roku na rok zapasami – sami się kończymy. A ściślej rzecz ujmując – wykańczamy się.

Książka Mai Lunde zaskoczyła mnie równie mocno, co druzgocące dane przytoczone w recenzji Katarzyny Boni Już za momencik. Lunde jest autorką Historii pszczół oraz Błękitu, które odniosły duży sukces. Po trzecią część trylogii – Ostatni – sięgnęłam zupełnie przypadkiem, wybrałam ją spośród innych proponowanych książek do zrecenzowania. Przyciągnęła mnie ładna okładka oraz efektowne slogany: ,,W żadnej z poprzednich książek Lunde nie było aż tyle niepokoju. Ale i tyle nadziei’’ oraz ,,To jej najlepsza powieść’’. Z tyłu twardej oprawy zachęcająco spoglądała na mnie głowa konia. Mimo wszystko nie byłam zachwycona. Wierzchowce to urocze zwierzęta, ale czytać od razu sześćset stron wykładu o brykających rumakach? Otóż nie – nie jest to zwykła opowieść o koniach – to historia ludzi, którzy mimo własnych codziennych problemów, poświęcają wszystko, aby ratować ostatniego przedstawiciela tej rasy żyjącego dziko – Equus przewalskii. Nawet jeden gatunek mniej to straszliwy cios wymierzony w ekosystem, który zaburza życie i funkcjonowanie wszystkich pozostałych istot na Ziemi. Wiedzą o tym doskonale bohaterowie powieści Lunde. Śledzimy trzy różne relacje, a tym samym – trzy perspektywy.

Historia zaczyna się chronologicznie w 1882 roku i opowiada nam ją Rosjanin Michaił, zoolog pracujący w petersburskim ogrodzie zoologicznym. W owym czasie Iwan Poljakow sporządza opis taksonomiczny dzikiego konia odkrytego w Mongolii w 1879 roku przez Nikołaja Przewalskiego, rosyjskiego badacza Azji o polskim pochodzeniu. Na cześć odkrywcy nowy gatunek otrzymuje nazwę łacińską Equus przewalskii Poljakow. Michaił chce zorganizować wyprawę w celu przewiezienia osobników do Rosji i ponownej restytucji gatunku, chroniąc go tym samym przed wyginięciem. Na swojej drodze spotyka awanturniczego łowcę zwierząt, Wilhelma Wolffa. Michaiłowi przyjdzie się zmierzyć z trudnym wyborem, ale to bynajmniej nie konie będą przyczyną jego dylematu.

Rok 1992 – Karin – lekarka weterynarii i pasjonatka koni przybywa do mongolskiego rezerwatu, pragnąc zwrócić przewalskiim wolność. Niezliczone konflikty zbrojne, zawieruchy okresu wojen i liczne polowania na egzotyczne zwierzęta, a w szczególności katastrofalna pogoda zimowa lat 1944–1945 doprowadziły do drastycznego spadku liczebności dzikich koni. Karin pragnie odtworzyć populację w jej naturalnym środowisku. Ma jednak wiele własnych utrapień, których centrum wydaje się jej syn – Mathias.

W 2064 roku obserwujemy skutki ludzkich nierozważnych działań, bezmyślnego niszczenia środowiska. Po ekologicznej katastrofie świat wywraca się do góry nogami. Eva jest właścicielką upadającej farmy, na której mieszka z nastoletnią córką, Isą. Wbrew zdrowemu rozsądkowi, nie wyruszają na północ razem z pozostałymi. Eva uparcie odmawia opuszczenia gospodarstwa, a – tym samym – ostatniej pary dzikich koni Equus przewalskii. W życiu matki i córki, ledwie wiążących koniec z końcem, pewnego dnia niespodziewanie pojawia się ktoś trzeci.

Przedstawione wyżej osoby łączy jedno: miłość do zwierząt, w szczególności troska o zachowanie na tym świecie jednego z nich – konia Przewalskiego. Warto wspomnieć, że choć historie są ze sobą przeplecione, nie mamy wrażenia chaosu, odchodzenia od głównego wątku – przekazy nawzajem się uzupełniają. Nietrudno domyślić się, że nie jest to wyłącznie historia o koniach, które – notabene – wcale tak bardzo się od nas nie różnią. Także jedzą, piją, rozmnażają się i, niestety, zabijają nawzajem w walkach o przywództwo. Możemy dowiedzieć się czegoś ciekawego nie tylko o Equus przewalskii. Autorka czyni dużo odniesień – możliwe, że nawet jeszcze więcej – do Homo sapiens, zaskakując trafnością swych spostrzeżeń na temat natury człowieka. Stwarza tym samym autentycznych ludzi, nie zaś jedynie papierowych bohaterów bez wyrazu. O ile wśród naszego gatunku więcej znajdzie się takich jak Eva, Karin czy Michaił, być może jest dla nas nadzieja. Bowiem większość z nas prawdopodobnie, jeżeli w ogóle zaprząta sobie głowę klimatem, ogranicza swój wkład do prostych czynności, np. segregowania śmieci, oszczędzania jedzenia i wody. Ratowanie świata na szerszą skalę zostawiamy innym, chociażby Grecie Thunberg. Ale kto, jak nie my? Kto nas ocali przed niechybną samozagładą?

Jeśli nie wierzymy w apokaliptyczne wizje, uwierzmy w liczby mówiące jasno, że jeżeli nie wprowadzimy w życie realnych działań, niosących za sobą zmiany, to świat, który znamy dziś, ulegnie nieodwracalnemu zniszczeniu, pozostawiając po sobie jedynie wspomnienia i zgliszcza. Zastanawiając się, o czym tak naprawdę jest książka Mai Lunde, autor blurba do polskiego wydania słusznie zauważa: ,,Ostatni to opowieść o wymierających i odradzających się gatunkach. Ostatnich koniach i … ostatnich ludziach”. Historia wykreowana przez norweską pisarkę uświadamia, jak nawet z pozoru bardzo niewiele, w dłuższej perspektywie znaczy ogromnie dużo, niesie ze sobą dalekosiężne skutki, decyduje o przysłowiowym ,,być albo nie być”.

Tatiana Rzoska

Filologia polska, III rok