W jaki sposób definiuje Pani zrównoważony rozwój?

Generalnie w swojej pracy zawodowej koncentruję się na aspektach środowiskowych, szczególnie środowiska morskiego. Zrównoważony rozwój jest jednak znacznie szerszym pojęciem i obejmuje interakcję pomiędzy aspektami socjologicznymi, ekonomicznymi i środowiskowymi. Przy czym z mojej perspektywy elementy środowiskowe stanowią zasadniczą część zrównoważonego rozwoju. Jeśli chodzi o kwestię obecności tej tematyki w dyskusjach publicznych to problematyka społeczna i ekonomiczna mają generalnie dużo większą siłę przebicia, chociaż zauważam ostatnio pozytywną zmianę w tym zakresie na rzecz zagadnień środowiskowych. Środowisko morskie, które  jest dla mnie w szczególności bliskie, zresztą dla mieszkańców regionów przybrzeżnych morze znajduje się w centrum dyskusji o zrównoważonym rozwoju, generuje dużo ważnych tematów: zrównoważone wykorzystywanie zasobów morza, bezpieczeństwo z tym związane, kwestie społeczne, kulturowe.

Zrównoważone wykorzystanie zasobów morskich nie jest łatwe. Jakie Pani zauważa największe przeszkody z tym związane?

Nie mam wątpliwości, że dążenie do ciągłego wzrostu ekonomicznego stoi w sprzeczności ze zrównoważonym rozwojem. Jednym z takich najbardziej problematycznych elementów jest, przynajmniej w mojej perspektywie, daleko idący konsumpcjonizm. Teraz – w okresie pandemii –  trochę chyba odchodzimy od tego, zauważamy, że nie możemy się wiecznie rozwijać. Z perspektywy środowiskowej konsumpcjonizm trzeba ograniczać. Nie jest to jednak łatwe. Poza aspektami politycznymi dochodzą do tego różnorodne oczekiwania interesariuszy.  Jeśli chodzi o morze to każdorazowa decyzja jest związana z próbą wypracowania kompromisów pomiędzy różnorodnymi interesariuszami. Często w trakcie takiego procesu podejmowania decyzji zderzają się ze sobą argumenty ekonomiczne z środowiskowymi. Jedni mówią, że przecież za coś muszą utrzymać rodzinę, inni mówią dobrze, ale jak teraz będziesz utrzymywał rodzinę kosztem środowiska to nie utrzymasz jej za długo i za dziesięć lat i tak będziesz musiał się przebranżowić i zmienić swoje podejście. Większość ludzi myśli jednak krótkoterminowo i raczej to co tu i teraz jest dla nich ważniejsze od tego co będzie za dziesięć lat, bez względu na to czy mają dzieci, wnuki czy ich nie mają.

W jaki sposób – Pani zdaniem – powinno się podnosić świadomość społeczną w tym zakresie, czy zauważa Pani jakieś pozytywne skutki obecnie stosowanych narzędzi?

Uważam, że udało nam się osiągnąć już jakieś sukcesy w tej materii. Przykładem jest  segregacją śmieci. Jeszcze jakiś czas temu to było nie do pomyślenia, żeby cokolwiek segregować. Wszyscy myśleli, że to jakiś dziwny pomysł. Natomiast na chwilę obecną pozytywnie zadziałała presja finansowa. Fakt, że jeśli sami nie posegregujemy, to za nas zrobią, ale za odpowiednią opłatą. To właśnie zwiększenie kosztów spowodowało, że nagle zaczęliśmy segregować śmieci i okazało się, że jest to możliwe. Dotarcie do świadomości społecznej nie jest łatwe. Ludzie są zmęczeni narracją negatywną. Jeśli cały czas mówi się, że się coś złego się wydarzy a nie ma to miejsca to zaufanie do informacji maleje. Inną ważną kwestią jest edukowanie edukatorów. Brakuje też pewnej spójności w treściach edukacyjnych. Weźmy za przykład naszą uczelnię, gdzie, pomimo jej systemowego działania, do niedawna brakowało spójnych regulacji. Dlatego też uważam, że każdy ma do wykonania ważne zadanie w zakresie edukacji, cała społeczność akademicka.. Jestem pewna, że każdy w ramach swojej działalności czy to edukacyjnej, naukowej czy administracyjnej może przyczynić się do wsparcia celów zrównoważonego rozwoju bez względu na funkcję, którą sprawuje. Istnieje jednak potrzeba wypracowania spójnego planu działania.

Czy mogłaby Pani rozwinąć wątek konieczności spójnego systemowego działania całego uniwersytetu w dążeniu do wsparcia celów zrównoważonego rozwoju?

Wydaje mi się, że jest to zasadnicza kwestia. Bylibyśmy w stanie zrobić więcej gdybyśmy mieli dostosowane obowiązki do naszej roli, którą pełnimy w uniwersytecie. Nie każdy jest dobrym dydaktykiem czy dobrym naukowcem. Dlatego łączenie wielu funkcji wraz z koniecznością raportowania efektów powoduje działanie mechaniczne, wykonujemy to z czego jesteśmy rozliczani.

Dobry naukowiec jest w stanie znaleźć rozwiązania naukowe istotne z punktu widzenia zrównoważonego rozwoju, z kolei dobry dydaktyk jest w stanie trafić z przekonującym przekazem do studenta, zainteresować go daną tematyką. Uniwersytet potrzebuje innowacyjnych edukatorów, popularyzatorów nauki. Widzę trzy płaszczyzny działania uniwersytetu w kontekście zrównoważonego rozwoju: naukową, edukacyjną skierowaną do studentów i popularyzację nauki skierowana do otoczenia społecznego…

 

Rozmawiała dr hab. Sylwia Mrozowska, prof. UG